21 sierpnia 2013

amore pomidory

Post dedykowany Gabi, ktora na swoim balkonie tez dzielnie prowadzi mala uprawe. 
Ja swoje dwa krzaczki kupilam jakies dwa miesiace temu w celu czysto ozdobnym, nie wierzylam, ze cos oprocz lisci z tego bedzie. Zaskoczenie bylo co nie miara kiedy pokazaly sie malutkie pomidorki. I od tego czasu nasze pomidory staly sie podrozujacymi pomidorami. Poniewaz w miejscu, gdzie stoja jest bardzo malo slonca, ciagle je przestawiamy zeby maksymalnie wydluzyc im czas naslonecznienia. :) Jak widac na ponizszych zdjeciach - to dziala bo dwa pomidory sa juz gotowe do zjedzenia. 
Na prawde mila niespodzianka. Za rok kupimy cztery krzaczki i stworzymy im cudowne warunki w drewnianej skrzynce! 

 







A na koniec jeszcze pochwale sie gladiolami, ktore udalo mi sie dostac. Sa wielkie, maja ponad metr wysokosci (tak, wiem, gladiole maja to do siebie, ze sa wysokie, ale tutaj zazwyczaj mozna kupic juz silnie skrocone). Mialy trafic na komode w sypialni, ale kompletnie zaslanialy lustro, wiec trafily do korytarza przy wejsciu. 



16 sierpnia 2013

take me to the beach - greckie wakacje cz.III

Taaak... Slonce, plaza, szum morza, bryza, niebieskie niebo nade mna, goracy piasek pode mna.... to jest to, co tygrysy lubia najbardziej. Greckie plazowanie nalezalo zdecydowanie do jednej z najprzyjemniejszych czynnosci. Pogoda byla rewelacyjna zatem z premedytacja wystawialam sie na szkodliwe dzialanie promieni slonecznych, ktore przebiegle mnie usypialy i bezwstydnie rozgrzewaly moja skore. 
Wiekszosc czasu spedzalismy przy mniejszym basenie hotelowym, ktory byl kilka krokow od terenu naszego hotelu, ale za to byl na plazy i plywajac miao sie wrazenie, ze sie plywa w morzu. Duzym plusem bylo rowniez to, ze ludziom nie chcialo sie na ten basen przychodzic, zatem byl luz i nie bylo dzieci (juz czuje te zlowrogie spojrzenia wszystkich mam. wybaczcie, ale poki nie mam wlasnych dzieci, srednia radosc sprawiaja mi radosne wrzaski cudzych, nieznajomych dzieci). 
Tuz obok byla swietna tawerna, w ktorej udalo mi sie zjesc swietne owoce morza. 

Jeden dzien caly spedzilismy na wyprawie statkiem wokol wyspy, wiec zaliczam to do plazowania. Zawijalismy do malutkich zatoczek, gdzie byl czas na poplywanie sobie wokol statku, a dla odpornych wyjscie na kamienisty brzeg. 
Podczas tej wyprawy zatrzymalismy sie rowniez w zatoce wraku, ktora swoja nazwe wziela, naturalnie, od wraku statku, ktory sie tam znajduje. Na temat tego, jak i  czemu wrak znalazl sie tam, gdzie sie znalazl kraza legendy, w ktorych piraci odgrywaja niemala role. najbardziej prawdopodona wersja mowi, ze to byl statek przemytnikow, ktorzy uciekajac przed straza morska wpadli na mielizne i utkneli. Nikt nie wie, czy ich ktokolwiek zlapal, ani co przemycali, ani czy przemycany towar zosal przejety przez straz. Ale sprytni Grecy postanowili zrobic z tego atrakcje turystyczna wyciagajc wrak na brzeg. Sam wrak nie jest jakims mrocznym widmem, ale sama zatoka jest dosc spektakularna, bo okalaja ja kilkudziesiecio metrowe skaly i w glowie sie kreci, jak sie spojrzy do gory. Widok z zatoki jest rownie urzekajacy - woda jest bosko turkusowa. 

Mila czescia plazowania byly wieczorne kolorowe drinki na plazy :) 




 Tak na prawde nie mam takiego biustu. To magia fotografii ;)

 Po pysznym lunchu w tawernie.

 Wyprawa wokol wyspy. Zawijamy do Zatoki Wraku, goni nas statek piracki ;)

 Przy wraku. Na zdjeciu zachowuje pozory, ale blacha byla niemilosiernie nagrzana.

 Zaraz bede plywac - szczescia co nie miara!

 Szybka zmiana kostiumu przed wejsciem na poklad.

 Relaks przed kolacja.

 Przy zachodzie slonca.


14 sierpnia 2013

where the streets have no name - greckie wakacje cz.II

Poruszanie sie po wyspie Zakynthos na wlasna reke, np. wynajetym autem,
to wyzwanie dla tzw. kozakow lub tych, ktorzy nie maja nic przeciwko temu, zeby szukac drogi do hotelu przez reszte wakacji. Oprocz starowki, ulice tam nie maja nazw, a wszelkiego rodzaju drogowskazy tworzone sa metoda domowa, czyli co komu wpadnie w rece - kawalek tektury i mazaki, kawalek deski i farba. Jest, co prawda, kilka "panstwowych" drogowskazow, ale one mowia "tylko" o miejscowosciach. Po prostu trzeba sie tam urodzic, zeby wiedziec, gdzie co jest albo miec wyjatkowe zaciecie antropologiczne i duzo kasy na uzupelnianie baku :) . Ja bardzo zalowalam, ze tak sie tam sprawy maja, bo bardzo liczylam na samochodowe wojaze, ale po przedyskutowaniu wszystkich 'za' (nie jestesmy uzaleznieni od wycieczki) i 'przeciw' (jestesmy tu tylko tydzien, na prawde nie warto sie zgubic), postanowilismy zwiedzic wyspe
w zorganizowanej grupie z przewodnikime i - co wazniejsze - lokalnym kierowca. 

Zakynthos jest piekna i zroznicowana wyspa. Skaliste wybrzeza z malowniczymi urwiskami i mnostwo zieleni w glebi wyspy. Zeby sie dostac z jednego kranca wyspy na drugi, trzeba oczywiscie jechac w gore, a potem w dol. Serpentynami. Takimi, ze w uszach zatyka. Na niektorych zakretach musialam zamykac oczy. Nasza przewodnik "pocieszyla nas", ze nasz kierowca, Kostas, na jednym z zakretow tez zamyka oczy, ale zeby nas nie stresowac, nie powie nam na ktorym... 

Z racji tego, ze bylismy tam tylko tydzien, postanowilismy zroznicowac sobie doznania i jedna wycieczke odbylismy w glab wyspy, gdzie zwiedzilismy kosciol Sagia Mavra ze swietym obrazem Matki Boskiej, Klasztor Sw. Dionizosa - patrona wyspy, fabryke oliwy, Porto Vromi (zdjecia w poprzednim wpisie) oraz najstarsze drzewo oliwne, przy ktorym w uroczej tawernie zjedlismy obiad. 
Sami wybralismy sie na starowke, gdzie znajduje sie Kosciol Sw. Dionizosa
z jego relikwiami w postaci... generalnie samego Dionizosa, ktorego cialo zamkniete jest w srebrnej trumnie, ktora jest otwierana raz do roku i cialo swietego przemierza szlak procesji. Grecy sa bardzo religijni, a wyspiarze czcza swego swietego. Zwiedzajac kosciol zaobserwowalismy kobiety i mezczyzn podchodzacych do sarkofagu, modlocych sie przy nim, a nawet calujacych srebrna obudowe.
Poniewaz moj absztyfikant nie wyznaje zasady "zwiedzanie przez wloczege", na starowce spedzilismy malo czasu i nie obejrzalam jej tak, jak chcialam. Ale nie ma co zadzierac z marudzacycm facetem w 40-sto stopniowym upale.

Grecja to oczywiscie rowniez pyszne jedzenie. Mimo, ze nasz hotel kusil nas na prawde smacznymi daniami, to nie wpadlismy w pulapke all inclusive
i stolowalismy sie rowniez w miejscowych tawernach. Jedzenie bylo pyszne - przepyszne, mysle, ze troche przytylismy ;)
Ja nazarlam sie sera feta ze swiezymi pomidorami, ogorkami, oliwkami i boska oliwa za wszystkie czasy. I zeby byla jasnosc - serwowalam sobie taki zestaw na sniadanie, lunch i kolacje. Nie, nie znudzilo mi sie. Lokalnym specjalem jest zapiekany chleb polany oliwa z serefm feta, pomidorem i oregano, grecka odmiana bruschetty. Niebo w gebie i banalnie prosta rzecz do zrobienia rowniez w PL. Polecam uzycie oryginalnej fety i swiezego oregano dla najlepszego efektu. Warto. 

Goscinnosc Grekow urzeka. W kazdym razie my mielismy to niesamowite szczescie, ze trafilismy na naprawde milych ludzi. W jednej z tawern, kiedy zamowilam deser, nasz kelner krzyknal cos do drugiego kelnera wymieniajac nazwe mojego deseru, a tamten pobiegl do srodka restauracji, po chwili wybiegl w kurtce, wskoczyl na motor i gdzies pognal. Po jakis 10min wrocil z tajemnicza torebka. dopiero po kilku minutach od jego powrotu dostalam swoj deser :) . To bylo bardzo mile, bo mogli mi przeciez powiedziec,
ze akurat ten im sie skonczyl. Deser byl pyszny :). 
Jedyna rzecz, ktora zaskoczyla nas negatywnie to kawa. Liczylismy, ze bedziemy pis pyszne kawki niczym we wloszech, Hiszpanii, Portugalii, a tu nic z tego. Wszedzie tam, gdzie pilismy kawe byla to kawa rozpuszczalna, czyli maly koszmar. Najdziwniejsze jest to, ze w wiekszosci miejsc byly wypasione maszyny do parzenia kawy, ale wysnulismy podejrzenie, ze sa one tam tylko dla zmylenia turysty i zeby robily halas, a i tak efekt koncowy to rozpuszczalka. Szkoda. 

Ja, jako zapalona kociara, mialam tam swoj maly raj, bo wokol bylo pelno kotow! I wszystkie byly bardzo chetne zeby je glaskac. Na poczatku bylo mi ich strasznie zal, bo wszystkie byly jakies takie chudziny, ale zrozumialam, ze tak wygladaja normalne, a nie przekarmione koty.
No pieknosci!





Kosciol i dzwonnica Sagia Mavra

 Podworze przy klasztorze Sw. Dionizosa

Podworze przy klasztorze Sw. Dionizosa

Sklep z rekodzielem i pamiatkami

Podworze przy sklepie z rekodzielem. Na stole stoja sloje z miodem, ktory na Zakynthos uwazany jest za afrodyzjak. Kazdy z nas dostal lyzke tego miodu z orzechami prosto do buzi :)

 Tawerna przy najstarszym drzewie oliwnym.

 Najstarsze drzewo oliwne. Ciekawostka jest, jak liczony jest wiek drzew oliwnych, otoz co 10lat pien drzewa rozdwaja sie na pol. Legenda glosi, ze to para zakochanych w sobie ludzi splecionych w uscisku.

Kosciol Sw. Dionizosa z relikwiami na starowce miasta Zakynthos. 



zapiekany chleb z oliwa, pomidorami i serem feta. I kawa w tle. 

Moussaka. 

 Osiolek nie byl chetny do glaskania nawet, jak mu sie wrzucilo monete ;)

 Kot wylegujacy sie w sklepie z pamiatkami. Niestety, nie byl do nabycia.

12 sierpnia 2013

wszystkie odcienie niebieskiego - greckie wakacje cz. I

Co prawda moje wakacje byly juz tak dawno temu, ze juz prawie o nich zapomnialam (polowa maja), ale z racji tego, ze wszyscy dziela sie obecnie swoimi wakacjnymi wojazami, to i ja podziele sie swoimi. 
Bylismy z absztyfikantem na uroczej greckiej wyspie Zakynthos, polozonej na Morzu Jonskim. Nie znalismy wczesniej Grecji, nie mielismy sprecyzowanego miejsca, w  ktore chcemy pojechac. Wybor dokonany byl mniej wiecej na "chybil - trafil" i my zdecydowanie trafilismy :) Spedzilismy cudowny tydzien w zatoce Tsilivi, w poludniowo - wschodniej czesci wyspy. Uwazam te wyspe za jedno z fajniejszych miejsc na wypoczynek, zwlaszcza jesli jest sie z rodzina to bardzo przyjazne miejsce. Sama wyspa choc stosunkowo mala (choc druga, co do wielkosci w tym archipelagu, zaraz po Kefalonii), ma do zaoferowania cos dla kazdego - i dla tego, co lubi sie powloczuc malymi, waskimi uliczkami i dla tego, co nie ma ochoty dojsc dalej, niz do basenu :) . Ale to tak piekne i roznorodne miejsce, ze do prawdy az zal nie wysciubic nosa dalej niz poza bramy hotelu. 

Dzis chce sie podzielic tym, co mnie osobiscie urzeklo i zachwycilo najbardziej - odcienie wody. A konkretnie kazdy mozliwy odcien niebieskiego poprzez blekity, zielenie i turkusy - cos niesamowitego! Zdumiewajace, jaka paleta barw moze sie czaic w wodzie... 


 Widok z plazy hotelowej

 Jedna z zatoczek, ktora roboczo nazwalam "siarkowa" ze wzgeldu na specyficzny zapach




Zatoka wraku

Porto Vromi z gory

Porto Vromi

 Porto Vromi