1 maja 2012

gorrrąco


Przez zmartwienia ostatnich dni straciłam apetyt, żołądek skurczył mi się chyba o połowę i każdy posiłek jest wyzwaniem. Próbuję zatem urozmaicić sobie to, co jem tak, jak mogę (urozmaicenie połowy grapefruita na śniadanie to dopiero wyzwanie!). Od kilku dni jest bardzo ciepło i to też mój pogromca apetytu. Tym bardziej nie umiem wcześniej zaplanować co będę jeść danego dnia.

Odkąd pamiętam pierwsze gorące i letnie dni oznaczały robiony przez moją Mamę chłodnik. Pamiętam, jak rok temu latem brakowało mi tego smaku. Najbliższy polski sklep mam dość daleko, a zmęczenie nie dopingowało mnie na tyle żeby wybrać się tak daleko po jedną butelkę kefiru ( a tak przy okazji, kiedyś gdy szliśmy do znajomych, trafiliśmy po drodze na polski sklep gdzie nabyłam właśnie kefir i dzięki temu teraz, za każdym razem kiedy jem/piję kefir mam w głowie to w jaki sposób słowo „kefir” wypowiada mój absztyfikant – ubaw!).

W każdym razie dziś, kiedy zastanawiałam się „co by tu zjeść?” odpowiedź szybko sama się pojawiła – chłodnik! Najlepsze jest to, że jego wykonanie zajmuje całe 15 minut, jest lekki i cudownie chłodny. Moja Mama dodaje do chłodnika rzodkiewkę, ogórek, liście botwiny, jajko, koperek i natkę pietruszki. Wrzuca też przekrojonego na pół buraka, dzięki czemu kefir zabarwia się na różowy kolor. Ja z kolei robię swój z rzodkiewką, pomidorem, jajkiem i wszelkimi możliwymi ziołami, jakie akurat mam. Dzisiejszy jest z natką, koperkiem, bazylią i szałwią. Zawsze dodaję chilli. Wiem, że to nie jest artystycznie wyrafinowana potrawa, ale dla mnie smak, prostota i aromatyczność jest ważniejsza niż wszystko inne.

Dziś samopoczucie ciut lepsze. Wypiłam poranną kawę w ogrodzie zanim jeszcze zrobiło się gorąco. Bzy już pachną i uwielbiam ten odcień zieleni, który jest teraz na wszystkich drzewach, krzewach i trawnikach. Rozkwitły też wszystkie nasze tulipany :) . Jutro przyjeżdża do mnie przyjaciółka. Bardzo na nią czekam.

3 komentarze:

  1. uwielbiam chłodnik, ale ten Twoj jest biały? ja zawsze czerowny jadłam !

    OdpowiedzUsuń
  2. ach,za mną chodzi chłodnik od kilku dni,ale nigdy nie robiłam!myślałam,że to się gotuje jak zupę...hmmm...a to takie proste! a botwinka to miałaby być surowa...?

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa,liście,a łodyżki?też surowe?bo to z łodyżek botwinki robi się zupkę

    OdpowiedzUsuń