Dziś nie będzie miło. Dziś nie mam pachnących kwiatków, ani nawet małych kotków. Dziś mam wkurw, opadnięte ręce, podziw dla niezbadanej głębi ludzkiej bezmyślności i odzew do kierowców, żeby tak samo jak dźwigni skrzyni biegów używali mózgu. Bez tego, ani rusz.
Od razu zaznaczam - nie jestem wybitnym kierowcą, nie mam przejechanych kilkuset tysięcy kilometrów doświadczenia, podczas złych warunków pogodowych (ślisko, zasypane śniegiem) wolę zostawić auto w garażu i nie zawsze udaje mi się podjechać pod garaż tak idealnie, żeby wjechać do niego bez poprawki. Ale używam mózgu, jestem zdecydowana i jeżdżę pewnie. A dzisiejszy wpis to nic innego jak zbiór zachowań kierowców, które są nagminne. Teraz po polskich ulicach jeździ pokolenie kierowców, których uczono parkowania mierząc linijką odległość od krawężnika. Niestety, nikt ich nie nauczył, że na drodze trzeba myśleć, że sytuacja jest dynamiczna i trzeba umieć się do niej dostosowywać. Mało tego, trzeba pamiętać o tym, że nie jest się samemu, i że inni kierowcy nie potrafią czytać w naszych myślach. No i klasyk - na drodze też trzeba mieć trochę kultury. Od razu widać, który kierowca jest siłą od pługa odciągnięty, komu słoma z butów wystaje.
Opiszę kilka sytuacji, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Dacie wiarę, że wszystkie zdarzyły się dzisiaj? Drogowa kumulacja.
1. "Demon prędkości"
Wbrew pozorom to nie kierowca, który mknie przez miasto 120km/h śmigając z jednego pasa na drugi i z powrotem.
Wyjeżdżam dziś ze swojej uliczki (podporządkowanej) na główną ulicę, przejeżdża przede mną kierowca przyklejony do przedniej szyby, szczerzący zęby tak, jakby sam nie wierzył, że jedzie, kurczowo trzyma się kierownicy (która moim zdaniem wrzyna mu się w żebra). Za nim jedzie drugie auto. Myślę sobie "luz, wyprzedzimy go". "Demon prędkości" właśnie pokonał barierę dźwięku - 40km/h, jadąc z górki hamował... OK, nie każdy musi czuć się pewnie jadąc 60km/h. Ale "Demon" mknie tak nieustraszony samiuśkim środkiem ulicy! Lewe koła jadą dokładnie po linii oddzielającej dwa kierunki jazdy. Kierowcy jadący z naprzeciwka muszą zjeżdżać na pobocze (którego praktycznie nie ma) z obawy, że iskry pójdą przy mijaniu. Nie można go w żaden sposób wyprzedzić! Myślę sobie "za kilometr jest skręt w lewo, pewnie już się szykuje", ale nie! "Demon" tnie przez skrzyżowanie prosto, wciąż przytulony do środka jezdni. Zanim go wyprzedziłam, byłam 6 minut w plecy...
"Demony prędkości" mają też tendencję do poruszania się według zasady "-10 od dozwolonej prędkości".
2. "Gdzie to ja miałem jechać..?"
Ruchliwa ulica, wszyscy jadą 50km/h lub więcej. Skrzyżowanie ze znakami. Jedzie przede mną delikwent. Hamuje przed skrzyżowaniem, myślę "coś się święci". Gość wjeżdża na skrzyżowanie nie sygnalizując skrętu, czyli - jedzie prosto, ja też, więc ja nie zwalniam. Aż tu nagle - ciach! Wrzuca kierunek na skręt w prawo i ślimaczy się niemiłosiernie. Na to ja, żeby mi auta za mną nie wjechały w dupę, odbijam lekko w lewo żeby go wyminąć. I co robi koleżka? Zmienia zdanie, wrzuca kierunek w lewo i robi niemalże manewr zawracania na środku skrzyżowania prawie wjeżdżając na mnie! Ja staję, reszta kierowców też, strach pomyśleć, co będzie dalej. I co ten gość robi? A jakże, jedzie prosto! Tylko wysiąść i po mordzie lać.
3. "Energooszczędny"
Typ kierowcy, który jest istnym utrapieniem. Wrzuca kierunkowskaz zjeżdżając ze skrzyżowania. Jasne, przecież wszyscy ludzie mają dar czytania w myślach i tak na prawdę te kierunkowskazy to taki gadżet designerski do auta... Co prawda żarówka w nim przepala się raz na X lat, ale po co wogóle ją eksploatować.
4. "Chciałabym, a boję się"
Niestety, dotyczy w większości przypadków kobiet. Paradoksalnie każda sytuacja typu "chciałabym, a boję się" zachodzi w jasnych sytuacjach, tak , jak dziś - skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną. Przede mną babka skręca w prawo (ja jadę prosto, ale jest tylko jeden pas), mamy zielone światło. Podjeżdżając do zakrętu już widać, czy są piesi na pasach już za skrętem, a nawet jakie mają światło. Ja będąc za nią widziałam, że mają czerwone. Nic, tylko jechać. A ona? Czai się do tego skrętu, jak lew na sawannie! I żeby nie było - to nie był skręt typu bez wspomagania nie da rady. Za zakrętem piękna szeroka trzypasmówka! Ciekawa jestem jak sobie radzi na skrzyżowaniach ze znakami albo przy skrętach w lewo...
5. "Gdzie ta skrzynia biegów..?"
Kolejny klasyk - szukanie skrzyni biegów przez kierowcę, który stoi jako pierwszy na światłach.
Nie żeby zmienianie się świateł miało swoją kolejność, prawidłowość. Przecież wszyscy stoją na czerwonym, a gość zarządzający światłami wrzuca zielone drogą losową... dla hecy.
6. Rowerzyści.
Żeby nie było - nie mam nic do rowerzystów, jako uczestników ruchu drogowego. Sama kiedyś śmigałam na moim miejskim holendrze. Ale jak się jedzie na rowerze, trzeba się skupić i uważać. Teraz, jak jeżdżę autem, to wymijając rowerzystę zawsze zostawiam sobie z prawej strony spory zapas bo wiem, że jak ktoś nam zderzakiem łydkę smaga, to średnia przyjemność. Dlatego dla komfortu własnego i rowerzysty wymijam z zapasem przestrzeni pomiędzy nami. Ale jak jedzie jeden z drugim i bardziej niż na jeździe są skoncentrowani na rozmowie i wymijaniu dziur w jezdni nie bacząc na to, czy ktoś za nimi jedzie, czy rozpoczął już proces wymijania, czy nie, to przepraszam bardzo.
Jadę dziś do domu i skręcam w lewo w małą uliczkę (tę, z której wyjeżdżałam kiedy przejechał "Demon prędkości" ;) ). Zwalniam, bo z naprzeciwka jedzie auto, które muszę przepuścić. Wrzucam dwójkę i już mam skręcać kiedy nagle z prawej strony wyskakuje mi rowerzysta i ścina zakręt tuż przed moim zderzakiem. Dodam, że nie zasygnalizował należycie skrętu w lewo, po prostu wyskoczył mi przed maskę i skręcił.
Nie będę się już rozpisywać o powszechnym braku kultury na drodze, o tym, że ludziom brak zwykłej przyzwoitości i myślenia długofalowego.
Czasem mnie rozpacz ogarnia, jak patrzę, co się dzieje na drogach. Najgorsze jest to, że wielu sytuacjom lub nawet wypadkom dałoby się zapobiec...
Żeby zakończyć wesołym akcentem, pamiętacie ten odcinek "Przyjaciół", w którym Phoebe miała zawieźć gdzieś Joe'a i Chandler'a swoją żółtą taksówką i kiedy Chandler usiadł obok niej z przodu, dała mu ściągę "prawy - gaz, lewy - hamulec"?
Od razu zaznaczam - nie jestem wybitnym kierowcą, nie mam przejechanych kilkuset tysięcy kilometrów doświadczenia, podczas złych warunków pogodowych (ślisko, zasypane śniegiem) wolę zostawić auto w garażu i nie zawsze udaje mi się podjechać pod garaż tak idealnie, żeby wjechać do niego bez poprawki. Ale używam mózgu, jestem zdecydowana i jeżdżę pewnie. A dzisiejszy wpis to nic innego jak zbiór zachowań kierowców, które są nagminne. Teraz po polskich ulicach jeździ pokolenie kierowców, których uczono parkowania mierząc linijką odległość od krawężnika. Niestety, nikt ich nie nauczył, że na drodze trzeba myśleć, że sytuacja jest dynamiczna i trzeba umieć się do niej dostosowywać. Mało tego, trzeba pamiętać o tym, że nie jest się samemu, i że inni kierowcy nie potrafią czytać w naszych myślach. No i klasyk - na drodze też trzeba mieć trochę kultury. Od razu widać, który kierowca jest siłą od pługa odciągnięty, komu słoma z butów wystaje.
Opiszę kilka sytuacji, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Dacie wiarę, że wszystkie zdarzyły się dzisiaj? Drogowa kumulacja.
1. "Demon prędkości"
Wbrew pozorom to nie kierowca, który mknie przez miasto 120km/h śmigając z jednego pasa na drugi i z powrotem.
Wyjeżdżam dziś ze swojej uliczki (podporządkowanej) na główną ulicę, przejeżdża przede mną kierowca przyklejony do przedniej szyby, szczerzący zęby tak, jakby sam nie wierzył, że jedzie, kurczowo trzyma się kierownicy (która moim zdaniem wrzyna mu się w żebra). Za nim jedzie drugie auto. Myślę sobie "luz, wyprzedzimy go". "Demon prędkości" właśnie pokonał barierę dźwięku - 40km/h, jadąc z górki hamował... OK, nie każdy musi czuć się pewnie jadąc 60km/h. Ale "Demon" mknie tak nieustraszony samiuśkim środkiem ulicy! Lewe koła jadą dokładnie po linii oddzielającej dwa kierunki jazdy. Kierowcy jadący z naprzeciwka muszą zjeżdżać na pobocze (którego praktycznie nie ma) z obawy, że iskry pójdą przy mijaniu. Nie można go w żaden sposób wyprzedzić! Myślę sobie "za kilometr jest skręt w lewo, pewnie już się szykuje", ale nie! "Demon" tnie przez skrzyżowanie prosto, wciąż przytulony do środka jezdni. Zanim go wyprzedziłam, byłam 6 minut w plecy...
"Demony prędkości" mają też tendencję do poruszania się według zasady "-10 od dozwolonej prędkości".
2. "Gdzie to ja miałem jechać..?"
Ruchliwa ulica, wszyscy jadą 50km/h lub więcej. Skrzyżowanie ze znakami. Jedzie przede mną delikwent. Hamuje przed skrzyżowaniem, myślę "coś się święci". Gość wjeżdża na skrzyżowanie nie sygnalizując skrętu, czyli - jedzie prosto, ja też, więc ja nie zwalniam. Aż tu nagle - ciach! Wrzuca kierunek na skręt w prawo i ślimaczy się niemiłosiernie. Na to ja, żeby mi auta za mną nie wjechały w dupę, odbijam lekko w lewo żeby go wyminąć. I co robi koleżka? Zmienia zdanie, wrzuca kierunek w lewo i robi niemalże manewr zawracania na środku skrzyżowania prawie wjeżdżając na mnie! Ja staję, reszta kierowców też, strach pomyśleć, co będzie dalej. I co ten gość robi? A jakże, jedzie prosto! Tylko wysiąść i po mordzie lać.
3. "Energooszczędny"
Typ kierowcy, który jest istnym utrapieniem. Wrzuca kierunkowskaz zjeżdżając ze skrzyżowania. Jasne, przecież wszyscy ludzie mają dar czytania w myślach i tak na prawdę te kierunkowskazy to taki gadżet designerski do auta... Co prawda żarówka w nim przepala się raz na X lat, ale po co wogóle ją eksploatować.
4. "Chciałabym, a boję się"
Niestety, dotyczy w większości przypadków kobiet. Paradoksalnie każda sytuacja typu "chciałabym, a boję się" zachodzi w jasnych sytuacjach, tak , jak dziś - skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną. Przede mną babka skręca w prawo (ja jadę prosto, ale jest tylko jeden pas), mamy zielone światło. Podjeżdżając do zakrętu już widać, czy są piesi na pasach już za skrętem, a nawet jakie mają światło. Ja będąc za nią widziałam, że mają czerwone. Nic, tylko jechać. A ona? Czai się do tego skrętu, jak lew na sawannie! I żeby nie było - to nie był skręt typu bez wspomagania nie da rady. Za zakrętem piękna szeroka trzypasmówka! Ciekawa jestem jak sobie radzi na skrzyżowaniach ze znakami albo przy skrętach w lewo...
5. "Gdzie ta skrzynia biegów..?"
Kolejny klasyk - szukanie skrzyni biegów przez kierowcę, który stoi jako pierwszy na światłach.
Nie żeby zmienianie się świateł miało swoją kolejność, prawidłowość. Przecież wszyscy stoją na czerwonym, a gość zarządzający światłami wrzuca zielone drogą losową... dla hecy.
6. Rowerzyści.
Żeby nie było - nie mam nic do rowerzystów, jako uczestników ruchu drogowego. Sama kiedyś śmigałam na moim miejskim holendrze. Ale jak się jedzie na rowerze, trzeba się skupić i uważać. Teraz, jak jeżdżę autem, to wymijając rowerzystę zawsze zostawiam sobie z prawej strony spory zapas bo wiem, że jak ktoś nam zderzakiem łydkę smaga, to średnia przyjemność. Dlatego dla komfortu własnego i rowerzysty wymijam z zapasem przestrzeni pomiędzy nami. Ale jak jedzie jeden z drugim i bardziej niż na jeździe są skoncentrowani na rozmowie i wymijaniu dziur w jezdni nie bacząc na to, czy ktoś za nimi jedzie, czy rozpoczął już proces wymijania, czy nie, to przepraszam bardzo.
Jadę dziś do domu i skręcam w lewo w małą uliczkę (tę, z której wyjeżdżałam kiedy przejechał "Demon prędkości" ;) ). Zwalniam, bo z naprzeciwka jedzie auto, które muszę przepuścić. Wrzucam dwójkę i już mam skręcać kiedy nagle z prawej strony wyskakuje mi rowerzysta i ścina zakręt tuż przed moim zderzakiem. Dodam, że nie zasygnalizował należycie skrętu w lewo, po prostu wyskoczył mi przed maskę i skręcił.
Nie będę się już rozpisywać o powszechnym braku kultury na drodze, o tym, że ludziom brak zwykłej przyzwoitości i myślenia długofalowego.
Czasem mnie rozpacz ogarnia, jak patrzę, co się dzieje na drogach. Najgorsze jest to, że wielu sytuacjom lub nawet wypadkom dałoby się zapobiec...
Żeby zakończyć wesołym akcentem, pamiętacie ten odcinek "Przyjaciół", w którym Phoebe miała zawieźć gdzieś Joe'a i Chandler'a swoją żółtą taksówką i kiedy Chandler usiadł obok niej z przodu, dała mu ściągę "prawy - gaz, lewy - hamulec"?
oj tak złych kierowcow jest teraz mnostwo! zwłaszcza w grecji... to jest dopiero tragedia! i duzo przeklinam :P
OdpowiedzUsuńhehe, ja właśnie najbardziej kocham 'demony prędkości':D o tak! na naszej drodze krajowej, kiedy z naprzeciwka kilometrowy sznurek... kocham jeździć 40 km/h na samym ogonie tico;)
OdpowiedzUsuńczytając punkt nr 2 i wyobrażając go sobie aż otworzyłam szeroko oczy z wrażenia !!
OdpowiedzUsuńaaaaa mnie najbardziej wkurza jak ktos jedzie40 !i staruszkowie ktorzy maja gdzies co sie dzieje wokol:-)jestem agresywna za kierownica!:-)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam:
OdpowiedzUsuń1.Tirowców za nagminne wymuszanie pierwszeństwa, przy włączaniu się do ruchu na trasie.
2.Rowerzystów jadących zygzakiem dla urozmiacenia czasu chyba.
3.Tych co się nagle zatrzymują na zielonym na skrzyżowaniach bo dochodzą do wniosku, że jednak chceli skręcić, więc cofają i zmieniają pas;]
4.Tych co bezczelnie mnie wyprzedzają po ciągłej(a nie jade -10km. od ograniczenia prędkości, raczej +20;]), żeby potem wlec się przede mną.
5.Tych co nie używają kierunkowskazów również!!
6. Tych co nie zachowują bezpiecznego odstępu i mam wrażenie, że wjechali mi w bagażnik jak zerkam do wstecznego lusterka;]
7. Tych co trąbią i wyzywają, tylko dlatego, że jestem kobietą za kierownicą i muszą dać mi odczuć, że jestem gorszym uczestnikiem ruchu drogowego.
8. Ludzi co przebiegają mi w niedozwolonych miejscach i jeszcze mi grożą ręką, że się nie zatrzymuję z piskiem opon, tylko zwalniam, by inni kierowcy nie wjechali mi w tyłek...
niektorzy jezdza badzo ostroznie ;), inaczej sie zachowuje osoba,ktora dłuzej jezdzi po miescie i go zna, a inaczej osoba ktora zawsze jezdzi ustalana trasa i rzadko ja zmienia.
OdpowiedzUsuńTeraz jezdze samochodem po miescie ktorego nie znam i nie czuje tego samochodu. Jezdze ostrozeniej i potrzebuje wiecej miejsca niz potrzeba. Jak sie przyzwyczaje to bede trzymała sie przepisow, niestety Niemcy roznia sie od Polski
czekam więc na wpis;))))))
OdpowiedzUsuńCześć! Po porządkach w szafie postanowiłam pozbyć się paru (olaboga 70szt!) ubrań, bo zwyczajnie nie mieszczą mi się w szafie... Większość wyceniłam na mniej niż 10PLN, tylko dlatego, ze zależy mi na szybkim się ich pozbyciu. Dlatego zapraszam Ciebie, wszystkie Twoje znajome i nieznajome na jednego ze swoich blogów silviagesh.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMoże akurat znajdziesz coś dla siebie :)
Pozdrawiam, Sylwia.