Poruszanie sie po wyspie Zakynthos na wlasna reke, np. wynajetym autem,
to wyzwanie dla tzw. kozakow lub tych, ktorzy nie maja nic przeciwko temu, zeby szukac drogi do hotelu przez reszte wakacji. Oprocz starowki, ulice tam nie maja nazw, a wszelkiego rodzaju drogowskazy tworzone sa metoda domowa, czyli co komu wpadnie w rece - kawalek tektury i mazaki, kawalek deski i farba. Jest, co prawda, kilka "panstwowych" drogowskazow, ale one mowia "tylko" o miejscowosciach. Po prostu trzeba sie tam urodzic, zeby wiedziec, gdzie co jest albo miec wyjatkowe zaciecie antropologiczne i duzo kasy na uzupelnianie baku :) . Ja bardzo zalowalam, ze tak sie tam sprawy maja, bo bardzo liczylam na samochodowe wojaze, ale po przedyskutowaniu wszystkich 'za' (nie jestesmy uzaleznieni od wycieczki) i 'przeciw' (jestesmy tu tylko tydzien, na prawde nie warto sie zgubic), postanowilismy zwiedzic wyspe
w zorganizowanej grupie z przewodnikime i - co wazniejsze - lokalnym kierowca.
Zakynthos jest piekna i zroznicowana wyspa. Skaliste wybrzeza z malowniczymi urwiskami i mnostwo zieleni w glebi wyspy. Zeby sie dostac z jednego kranca wyspy na drugi, trzeba oczywiscie jechac w gore, a potem w dol. Serpentynami. Takimi, ze w uszach zatyka. Na niektorych zakretach musialam zamykac oczy. Nasza przewodnik "pocieszyla nas", ze nasz kierowca, Kostas, na jednym z zakretow tez zamyka oczy, ale zeby nas nie stresowac, nie powie nam na ktorym...
Z racji tego, ze bylismy tam tylko tydzien, postanowilismy zroznicowac sobie doznania i jedna wycieczke odbylismy w glab wyspy, gdzie zwiedzilismy kosciol Sagia Mavra ze swietym obrazem Matki Boskiej, Klasztor Sw. Dionizosa - patrona wyspy, fabryke oliwy, Porto Vromi (zdjecia w poprzednim wpisie) oraz najstarsze drzewo oliwne, przy ktorym w uroczej tawernie zjedlismy obiad.
Sami wybralismy sie na starowke, gdzie znajduje sie Kosciol Sw. Dionizosa
z jego relikwiami w postaci... generalnie samego Dionizosa, ktorego cialo zamkniete jest w srebrnej trumnie, ktora jest otwierana raz do roku i cialo swietego przemierza szlak procesji. Grecy sa bardzo religijni, a wyspiarze czcza swego swietego. Zwiedzajac kosciol zaobserwowalismy kobiety i mezczyzn podchodzacych do sarkofagu, modlocych sie przy nim, a nawet calujacych srebrna obudowe.
Poniewaz moj absztyfikant nie wyznaje zasady "zwiedzanie przez wloczege", na starowce spedzilismy malo czasu i nie obejrzalam jej tak, jak chcialam. Ale nie ma co zadzierac z marudzacycm facetem w 40-sto stopniowym upale.
Grecja to oczywiscie rowniez pyszne jedzenie. Mimo, ze nasz hotel kusil nas na prawde smacznymi daniami, to nie wpadlismy w pulapke all inclusive
i stolowalismy sie rowniez w miejscowych tawernach. Jedzenie bylo pyszne - przepyszne, mysle, ze troche przytylismy ;)
Ja nazarlam sie sera feta ze swiezymi pomidorami, ogorkami, oliwkami i boska oliwa za wszystkie czasy. I zeby byla jasnosc - serwowalam sobie taki zestaw na sniadanie, lunch i kolacje. Nie, nie znudzilo mi sie. Lokalnym specjalem jest zapiekany chleb polany oliwa z serefm feta, pomidorem i oregano, grecka odmiana bruschetty. Niebo w gebie i banalnie prosta rzecz do zrobienia rowniez w PL. Polecam uzycie oryginalnej fety i swiezego oregano dla najlepszego efektu. Warto.
Goscinnosc Grekow urzeka. W kazdym razie my mielismy to niesamowite szczescie, ze trafilismy na naprawde milych ludzi. W jednej z tawern, kiedy zamowilam deser, nasz kelner krzyknal cos do drugiego kelnera wymieniajac nazwe mojego deseru, a tamten pobiegl do srodka restauracji, po chwili wybiegl w kurtce, wskoczyl na motor i gdzies pognal. Po jakis 10min wrocil z tajemnicza torebka. dopiero po kilku minutach od jego powrotu dostalam swoj deser :) . To bylo bardzo mile, bo mogli mi przeciez powiedziec,
ze akurat ten im sie skonczyl. Deser byl pyszny :).
Jedyna rzecz, ktora zaskoczyla nas negatywnie to kawa. Liczylismy, ze bedziemy pis pyszne kawki niczym we wloszech, Hiszpanii, Portugalii, a tu nic z tego. Wszedzie tam, gdzie pilismy kawe byla to kawa rozpuszczalna, czyli maly koszmar. Najdziwniejsze jest to, ze w wiekszosci miejsc byly wypasione maszyny do parzenia kawy, ale wysnulismy podejrzenie, ze sa one tam tylko dla zmylenia turysty i zeby robily halas, a i tak efekt koncowy to rozpuszczalka. Szkoda.
Ja, jako zapalona kociara, mialam tam swoj maly raj, bo wokol bylo pelno kotow! I wszystkie byly bardzo chetne zeby je glaskac. Na poczatku bylo mi ich strasznie zal, bo wszystkie byly jakies takie chudziny, ale zrozumialam, ze tak wygladaja normalne, a nie przekarmione koty.
No pieknosci!
Kosciol i dzwonnica Sagia Mavra
Podworze przy klasztorze Sw. Dionizosa
Podworze przy klasztorze Sw. Dionizosa
Sklep z rekodzielem i pamiatkami
Podworze przy sklepie z rekodzielem. Na stole stoja sloje z miodem, ktory na Zakynthos uwazany jest za afrodyzjak. Kazdy z nas dostal lyzke tego miodu z orzechami prosto do buzi :)
Tawerna przy najstarszym drzewie oliwnym.
Najstarsze drzewo oliwne. Ciekawostka jest, jak liczony jest wiek drzew oliwnych, otoz co 10lat pien drzewa rozdwaja sie na pol. Legenda glosi, ze to para zakochanych w sobie ludzi splecionych w uscisku.
Kosciol Sw. Dionizosa z relikwiami na starowce miasta Zakynthos.
zapiekany chleb z oliwa, pomidorami i serem feta. I kawa w tle.
Moussaka.
Osiolek nie byl chetny do glaskania nawet, jak mu sie wrzucilo monete ;)
Kot wylegujacy sie w sklepie z pamiatkami. Niestety, nie byl do nabycia.