14 lutego 2010

gentelmani


Jakiś czas temu wprowadzili się do mnie czterej gentelmani. Zaistnieli w moim życiu zupełnie naturalnie i stali się jego częścią, choć nie ja ich wybrałam i zostali mi poniekąd "narzuceni" to jest między nami pewna więź.
Wszyscy czterej przyjechali z kosmopolitycznego Londynu, ale pochodzą z różnych miejsc. Z każdym z nich łączy mnie inna relacja, uzależniona od mojego humoru i nastroju. Co ważne - żaden z nich nie ma o to pretensji i żaden nie jest zazdrosny o pozostałych.

Gentelman nr 1.

Imię: Burberry
Nazwisko:
London

Opis:
Typowy Brytyjczyk, który łączy w sobie elegancję z luzem i odrobiną nonszalancji, co w całości składa się na niepowtarzalny i oryginalny styl. Choć słynie z zupełnie czegoś innego, przy mnie pokazał swoje inne oblicze wrażliwca, który wolny czas spędza wyprowadzając na spacer psy.

Gentelman nr 2.

Imię: Gianni
Nazwisko:
Versace

Opis:
Typowy Włoch - elegancja, szaleństwo i finezja. Dba o najmniejsze szczegóły, ale zawsze zostawia pole na odrobinę niepoprawności. Choć nigdy nie wiem, czy nie jest na odwrót i czy dbanie o szczegóły nie wychodzi mu zupełnie przy okazji. Nie ważne, bo w tym właśnie tkwi jego urok.

Gentelman nr 3.

Imię:
Junko

Nazwisko:
Koshino

Opis: Pochodzi z Osaki (Japonia) i ma wiele twarzy. Ze mną jest jako Mr. Junko, choć to wcale nie "Mr."... Bywa klasyczny choć częściej można usłyszeć o jego futurystycznym wcieleniu.
Gentelman nr 4.

Imię:
Bon'

Nazwisko:
Tie

Opis:
Najbardziej szalony ze wszystkich. Wiecznie młody i lubiący zabawę. Łamie skostniałe zasady i stereotypy. Nie daje się podporządkować. Lubi być traktowany z przymrużeniem oka.


Wszyscy zamieszkali zgodnie pod jednym dachem. Wiedzą, że lubię mieć wybór...




8 komentarzy:

  1. Masz słabość do tego typu "mężczyzn"? Bardzo są przystojni ;) No i jacy oryginalni ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. ja bym tam nie była tak do końca pewna czy to aby to które kocha Cię najbardziej na świecie :)
    Mister Burberry widzi mi się jako niezwykle zaradny - ubrać w kubraczki tyle psów - to jest wyczyn :) no i całe szczęście że to krawat a nie buty, bo te jak widać było na pokazie dla Haiti, całkiem nie nadają się do chodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny wpis!! naprawde nie spodziewalam sie ze w taki sposob mozna opisac z pozoru nudna i niezyciowa egzystencje krawatow;p tesknie za tymi ktory zostawilam w Polsce, zapomnialam po prostu... ale moje to nie dzentelmeny, a zwykle chlopaczki no name;)

    OdpowiedzUsuń
  4. tak sobie dedukuję ... czy gdzieś w okolicach Półwyspu Iberyjskiego nie znalazło by się jakieś równie mocno bijące na myśl o Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Krawaty. Kiedyś narobiłam niezłego bigosu jak uprałam ojcu chyba 4...i wszystkie popsułam ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. hallo ! zaginęłaś z Burberry'm na spacerze ? :)

    OdpowiedzUsuń