30 czerwca 2010

the best gift ever

Od lewej: José, Vania, João, ja, Rui, Daniel, Sylvie, José, Liliana.

W niedzielę dostałam najlepszy prezent urodzinowy ever. To była też najmilsza rzecz, jaka mnie spotkała w ciągu tych trzech lat pracy w BWZ, bo przyszła spontanicznie od studentów, którymi zajmowałam się do kwietnia. Co prawda byłam z nimi w kontakcie, ale z racji tego, że już nie mieli ze mną do czynienia, nie oczekiwałam od nich nic poza pożegnalnym mailem. A tu taka niespodzianka! :)

Zostałam zaproszona na kolację do akademika w całości przygotowaną przez moich portugalskich studentów.
Przyjechałam na umówioną godzinę, a tam praca wre! Chłopaki dzielnie kroją kilka kilo ziemniaków w kostkę (co w warunkach akademikowych jest wyzwaniem), dziewczyny w kuchni przygotowują drugie danie, jeden nadzoruje zupę, drugi nadzoruje gotujące się jajka, kolejny dotrzymuje mi towarzystwa, nie wolno mi nic robić, nic pomagać bo jestem ich gościem. :)

Z racji tego, że kuchnia w akademiku jedna na całym piętrze, a chętnych do gotowania było więcej niż miejsc, kolacja miała lekki poślizg, ale to nic, największa frajda to czekanie na pyszności!

Sylvie przygotowuje bacalhau com nata (dorsz ze słodką śmietanką)

Zostałam zaproszona do pokoju dziewczyn, a tam pięknie przygotowany stół na 12 osób (obrusy i świeczniki "zorganizowane" z klubu ;P ) i z kwiatami na stole. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym, jak się postarali. Zostałam posadzona na szczycie stołu, miejsce honorowe i obsłużona! Na prawdę, czułam się niezwykle wyjątkowo.

Rosół w wydaniu z malutkimi kluseczkami i jajkiem na twardo

Obiad składał się z dwóch dań - rosołu z kurczaka z kluseczkami i jajkiem na twardo (wbrew pozorom bardzo dobre połączenie), dorsza ze słodką śmietanką (dorsz oryginalny, solony, z Portugalii) i deseru (pasteis de Belem w wersji z Biedronki).
PYCHA!!! :D

Żeby nie iść w gości z gołą ręką, upiekłam ok. 30 sztuk muffinek (czekoladowe z chilli i imbirem i marchewkowe z truskawkami). Dar został przyjęty i zjedzony ;P

Na koniec kolacji João przyszedł z bukietem czerwonych róż. Wręczyli mi kwiaty dziękując za to, że wspaniale się nimi zajęłam, jak również z najlepszymi życzeniami urodzinowymi. Byłam tak wzruszona, że łza zakręciła mi się w oku. Jeszcze nigdy chyba nie spotkało mnie nic tak miłego związanego z pracą i to w dodatku po tym, jak ze mną kierownictwo postąpiło w kwietniu.
Uwierzcie mi, to był na prawdę najlepszy prezent, jak mogłam sobie wymarzyć!


Ja z chłopakami ;)

10 komentarzy:

  1. ojej, wspaniale i wzruszająco! ryczałabym pewnie jak bóbr ze wzruszenia! cudownych masz tych studentów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no to się uczniowie postarali!
    fajny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie gesty ze strony podopiecznych do najcenniejszy dar, jaki może spotkać opiekuna. Aż mi się "miękko" na sercu zrobiło.
    Jak ja bym chciała znowu najeść się portugalskich specjałów! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. piękny ci zrobili prezent aż miło się czyta

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi tez sie lezka zkarecila:).
    mmmmm...pysznosci widze

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale miło! Mi też by się pewnie łezka w oku zakręciła :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowna niespodzianka!! Nie każdemy,by się chcciało w coś takiego zngażować,więc pewnie tym bradziej było Ci miło:)) Taki gest jest więcej wart niż przysłowiowe "kwiaty i czekoladki", o pożegnalnym mailu już nie wspomnę:P

    OdpowiedzUsuń