23 lutego 2011

naleśniki z Kubą / oj jaka byłam chora


W sobotę dwa tygodnie temu był u mnie mój chrześniak numer 2 - Kuba. Niejadek jakich mało. Jak już coś je, to na prawdę należy chwalić dzień. Oczywiście więcej jest rzeczy, których Kuba nie je, niż je. Dlatego żeby mieć pewność, że nie zemrze z głodu będąc pod naszą opieką, zarządziłam wspólne smażenie naleśników. Zadziałało! Kuba został ekspertem od przerzucania naleśnika, a tym samym bardzo chciał te swoje naleśniki zjeść.



Oczywiście z zamiarów zjedzenia czterech naleśników nic nie wyszło i zjadł tylko dwa - z obowiązkową nutellą i z jabłkami (próbowałyście kiedyś naleśników z jabłkami? pycha!) - co i tak jak na niego było wręcz obżarstwem ;)
Jesteśmy umówieni na kolejne robienie naleśników następnym razem. Wtedy spróbuję Kubę nauczyć, jak rozprowadzać ciasto na patelni. :)



A poniżej dzisiejesze apple crumble z cukrem muscovado. Pyszne i genialnie proste.



W sobotę smażenia naleśników zachorowałam - grypa. Na początku było OK, liczyłam, że to tylko małe przeziębienie i wyleczę się Gripexem. W poniedziałek zapobiegawczo wzięłam wolne i wtedy zamiast się skończyć, wszystko dopiero się zaczęło.
Dość powiedzieć, że z temperaturą ponad 38 utrzymującą się 3 dni pojechałam w czwartek do Luksemburga na moje ostatnie spotkanie koordynatorów i chyba moją ostatnią już podróż służbową. Nie mogłam tego odpuścić pod żadnym względem, prędzej bym w łóżku umarła z żalu, że tam nie pojechałam.
Jak się domyślacie, podróż była koszmarna - gorączka, kaszel, katar... W piątek, w dzień całodziennego spotkania, po południu spadła mi gorączka i mogłam normalnie funkcjonować.
Byliśmy na super kolacji w portugalskiej restauracji :) , zjadłam swojego ulubionego bacalhau i nagadałam się ze wszystkimi, z którymi znam się już 3 lata. Wszystkim było przykro, że już odchodzę, a ja, jak się z nimi żegnałam, normalnie się rozkleiłam. Chyba to właśnie tych ludzi najtrudniej mi było zostawić podejmując decyzję o odejściu z pracy. Ale wiem też, że z niektórymi na pewno jeszcze się nie raz zobaczę prywatnie. Są więzi, które mimo odległości są bardzo silne i to jest piękne. Dzięki nim jest mi trochę mniej smutno odchodzić. :)

6 komentarzy:

  1. ja uwielbiam naleśniki z nutella i bananem :)
    narobiłaś smaka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ostatnie zdanie jest takie prawdziwe.....nieważna praca,ludzie są ważni;)koniec pracy nie oznacza przecież końca znajomości;)
    ale ciacho!!!mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm......
    szalona jesteś z tą podróżą w takim stanie,ale rozumiem Cię;)dbaj o siebie;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Smaka na naleśniki mi zrobiłaś!

    Masz jakieś plany na przyszłość? Co po zakończeniu pracy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, jakże mi cieknie ślinka na ten apple crumble. A bacalhau...ech, wspomnienia.
    Ja tez ostatnio była tak chora. Temperatura, osłabienie - meczarnia.
    Mam nadzieje, ze juz dobrze się czujesz. Swoja drogą musiałaś być twarda. Podróże służbowe mimo choroby...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowaś już? mam nadzieję, że tak;)

    Kurcze, dawaj przepis na apple crumble, please.

    Ile Kuba ma lat? Przystojniak z niego wyrośnie, co nie?:)

    OdpowiedzUsuń
  6. odejście z pracy zawsze było dla mnie trudne, bardzo zżywam się z ludźmi właśnie i zawsze szkoda mi atmosfery... później nie jest tak samo, ale z wieloma osobami kontakt się utrzymuje, trzeba tylko chcieć! powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń