24 kwietnia 2013

pstrokacizna

 


Cierpiąc bardzo z powodu przedłużającej się w nieskończoność zimy, już nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła upstrzyć ganek przed domem. Mimo, że wiosnę widać już wszędzie gołym okiem, to zawsze jest inaczej, jak się usiądzie z książką i kawą na ganku wśród kolorowych kwiatków.

Ostatnie dwa lata ganek był bez kwiatków. Uznawałam, że skoro i tak wyjeżdżam, to nie było sensu obsadzać tych wszystkich czekających cierpliwie w piwnicy doniczek. W tym roku pewne myślałam podobnie, ale zdanie zmieniłam. Pozazdrościałam wszystkim, którzy mają juz na oknach i balkonach kolorowe kwiatki. Szybka decyzja i przytargałam do domu te wszystkie rośliny.
 


Zawsze starałam się dobierać kwiatki pewnym kluczem. A to kolorystycznie, a to gatunkami, a to  wszystkie wysokie, wszystkie niskie, zwisające, etc. W tym roku poszłam, jak na swoje standardy i jeszcze nie zdiagnozowane oficjalnie OCD*, po bandzie i jest bardzo kolorowo, wręcz pstrokato i bardzo radośnie.
Są niezapominajki w trzech kolorach, są bratki, begonie i jakieś surfinio-podobne (te pomarańczowe i żółte na zdjęciu powyżej). Niestety, w superaku ogrodowym, w którym byłam, mieli mały wybór. Ale liczę, że uda mi się któregoś dnia skoczyć na rynek.


W Londynie podjęłam w ubiegłym roku próbę żeby z post-atomowego betonowego kwadrata u absztyfikanta zrobić ogródek z prawdziwego zdarzenia. Próba zakończona niemałym sukcesem. Ale poniosło mnie wtedy trochę i ze szczęścia kompletnie nie myślałam jakie rośliny kupuję do określonych warunków. I takim oto sposobem wykończyłam w ciemnym ogródku cztery piękne lawendy i jedną bujną hostę. Trudno, w tym roku lepiej przemyślimy tę kwestię.
W każdym razie nawet absztyfikant doszedł do wniosku, że jak są rośliny, to jakoś się od razu bardziej domowo robi. I że nawet sztuczne rośliny takiego klimatu nie robią (mamy z przymusu jedną sztuczną roślinę w ogródku - wielki bambusowy krzak, który zasłania ochydną rurę).
 


Chyba kupię jeszcze truskawki i zagospodaruję ostatnią donicę... :)


Bardzo mi miło po Waszym odzewie na poprzedni post. Postaram się nie zawieść, ale też nie zanudzić. Dlatego na początek wrzuciłam taki lżejszy post, bo następny będzie trochę cięższy. 


*OCD - Opsessive Compulsive Disorder. Czyli obsesja na punkcie pewnych rzeczy, np. żeby wszystko leżało równo na półce/stole, lub żeby wszystko było tego samego koloru, np. spinacze do prania, a jak już są wielokolorowe, to żeby jedną rzecz trzymał taki sam kolor spinaczy, lub żeby prześcieradło leżało w tę, a nie inną stronę, bo ma np. kwiatki, które - wiadomo - muszą rosnąć od dołu do góry. Na pozór błache rzeczy, które niektórzy przemieniają w małą obsesję. 

20 kwietnia 2013

powrót. z potrzeby

Prawie rok minął od mojego ostatniego postu. Dlaczego aż tyle? I czy był to aż rok, czy tylko rok? Dla mnie to był chyba tylko rok, bo czas tak szybko jeszcze mi nigdy nie uciekał. A powodu jakiegoś specjalnego też nie było. Na początku chyba nie miałam po prostu czasu, a potem pewnie doszłam do wniosku, że nie mam nic ciekawego do przekazania, więc poszłam za radą mojego Taty "jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to nie mów nic". To nie znaczy, że nic kompletnie się u mnie przez ten czas nie działo, wręcz przeciwnie, działo się bardzo dużo i chyba to był ten brak czasu. ;)

Ostatnio jednak poczułam potrzebę powrotu tutaj i pisania. Od zawsze bardzo lubiłam pisać, sprawia mi to frajdę i wiem od Was, jeszcze z zamierzchłych czasów KG, że wielu osobom podobało się to, jak piszę. Całe szczęście nie żyję z pisania, bo byłby to dla mnie bardzo chudy rok ;)

W każdym razie, chciałam się tym krótkim postem przywitać na nowo. Obawiam się, że popełnię w najbliższym czasie kilka wpisów tutaj i będzie mi bardzo miło, jak ktoś to przeczyta. A jak nie to w sumie nic nie szkodzi, bo pisanie to frajda sama w sobie.