21 marca 2011

tenho saudades de...


Siedząc dziś po południu w swoim fotelu idealnym do czytania książek zdałam sobie sprawę, że ostatnio, zupełnie nieświadomie lub podświadomie, jestem dość monotematyczna. O dziwo, ta monotematyczność wcale nie jest związana z moją najbliższą, bo już na dniach, przyszłością związaną z zakończeniem pracy i wyjazdem. Niektórych pewnie nie zdziwi, iż jest to związane z Portugalią. Może dlatego, że już bardzo tęsknię za słońcem, ciepłem, a może dlatego, że zbliża się czas, który odmierzy 12 miesięcy od czegoś dla mnie ważnego, a może dlatego, że właśnie zbliża się przełom w moim życiu i będę otwierać kolejny rozdział,a może dlatego, że tęsknimy do miejsc, gdzie byliśmy szczęśliwi. To pewnie okaże się już wkrótce. Ale nie mogę oprzeć się przeczuciu, że te trzy czynniki nie spotkały się przypadkiem...

escuto...
... słucham ostatniej płyty marokańskiej gwiazdy portugalskiego fado. Mariza jest chyba najbardziej znaną międzynarodową gwiazdą śpiewającą fado. Ostatnia płyta jest z muzyką bardziej tradycyjną, prawdziwe fado na dwie gitary i głos śpiewającego. Przy niektórych piosenkach brak tylko zadymionej knajpki gdzieś na Alfama w Lizbonie i zapachu sardynek niesionego przez ciepły wiatr od Tagu...


leio...
... czytam książkę, którą kupiłam na lotnisku w drodze powrotnej z Luksemburga. Niektórzy uważają, że nie warto interesować się tzw. literaturą lotniskową, bo to przeważnie jakieś średniej jakości czytadło potrzebne tylko po to żeby zabić czas w jednym z wielu terminali. Szczerze mówiąc nic mnie taka opinia nie obchodzi dopóki książka potrafi mnie porwać, a historia zaintrygować i zainspirować. A ta książka trafiła na lotniska już z napisem "fenomenalna" na okładce.
"Nocny pociąg do Lizbony" (Pascal Mercier /fajnie jest mieć nazwisko jak marka szampana/) wymaga od czytelnika uwagi i skupienia, niemalże zagłębienia się w słowa, nie tylko w treść książki. Jestem dopiero na początku, ale już czuję gęsią skórkę. Są fragmenty po portugalsku i te lubię chyba najbardziej kiedy wyobrażam sobie, jak wypowiada je tajemnicza kobieta, która zaintrygowała głównego bohatera na tyle, że po latach nauczania w gimnazjum postanawia rzucić wszystko i wyrusza nocnym pociągiem do Lizbony...


bebo...
... piję jedno z moich ulubionych win - porto. To jest sześcioletnie vintage. Vintage oznacza, iż właściciele winnic i producenci porto uznali, iż 2005 rok i zebrane wtedy winogrona były tak dobre, iż postanowili, że ten rocznik będzie vintage. Drugą butelkę skrzętnie schowałam i pozwolę jej osiągnąć dekadę.
Zawsze kiedy piję porto przypominają mi się moje pierwsze portugalskie wakacje. Kiedy jestem w połowie kieliszka, a wino zaczyna już lekko rozluźniać, zamykam oczy i wspominam popołudnie na Gaia nad brzegiem Douro kiedy zrobiliśmy sobie istną degustację porto, jedliśmy owoce morza, słońce, które pokrywało złotem całą Ribeira i rzekę przypiekało nasze nosy i ramiona.


Cieszę się, że dziś pierwszy dzień wiosny. :)

6 komentarzy:

  1. jaki cudny klimat stworzyłaś....cudowny na koniec dnia,dziękuję:* może dziś przyśni mi się coś cudownego.....

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie, Ju świetnie to ujęła: cudny klimat wpisu .. aż miło się czyta ;)
    pozdrawiam wiosennie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając ten wpis, jakoś tak też mi sie zachciało być w tych miejscach. Marzenia do spełnienia!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy słyszę fado, przechodzą mnie ciarki. Nawet, gdy ktoś wypowiada to słowo. Jednak do słuchania fado muszę mieć nastrój...
    Może w tym roku w wakacje wybrać się do Portugalii...???

    OdpowiedzUsuń
  5. byłam na koncercie Marizy w Gdyni w lutym i jestem nią zauroczona!

    OdpowiedzUsuń